Czternastolatka
Szara stacja benzynowa, odludzie. Niebo całe w poszarzałych chmurach. Do tego chłodny wiatr muskający po moich policzkach. Było już późne popołudnie. Leżałam na dachu stacji i czekałam na sygnał. Pogoda ostatnio w ogóle mi nie sprzyja, Miałam przy sobie karabin maszynowy i nóż. Białe audi A6 podjechało pod stację, nie są zbyt rozważni każdy widzi, że takie auto tu nie pasuje. W takich miejscach psy szczękają dupami. Akcja się zaczęła, nasz człowiek Jeff przebrany za pomocnika stacji podszedł do samochodu. Ja miałam obserwować z góry. Z samochodu wysiadło dwoje mężczyzn, po czym ruszyli do sklepu, jeden został w samochodzie. Gdzie się podział Evan? Powinien wejść za nimi do sklepu. W pewnej chwili usłyszałam cichy i krotki jęk po czym zobaczyłam jak Jeff upada obok samochodu. Tego na pewno nie było w planach, muszę interweniować. Przeczołgałam się, na tył stacji i zeszłam podtrzymując się metalowego pręta. Pobiegłam do tylnego wejścia, po czym weszłam przez toalety do sklepu. Panowała cisza i to było niepokojące. Nie miałam wyboru musiałam strzelać na oślep. Wzięłam karabin i zaczęłam rozwalać półki. Zobaczyłam jak jeden z nich próbuje wybiec ale rozwaliłam go przy samych drzwiach. Przebiegłam przez połowę i zauważyłam drugiego, celował we mnie bronią. Strzelił ale ja byłam już po innej stronie rzędu. Przebiegłam i weszłam na półkę zaczęłam strzelać, próbował się przenieść za blat ale kiedy przeskakiwał postrzeliłam go w ramię. Upadł na podłogę, a ja dokończyłam co zaczęłam. Kiedy strzelałam zostałam pociągnięta za kostkę i zleciałam w dół. Zaczęłam się szarpać, ktoś mnie czymś uderzył w ramie, to był ten facet z samochodu. Przywaliłam mu pięścią, a potem dolna częścią karabinu. Wyrwał mi go z ręki i rzucił za półkę, po czym rzucił się na mnie. Następne ciosy, ja jego on mnie, kopnęłam go butem w twarz, odleciał kawałek, podniosłam się i zaczęłam biec po broń. Słyszałam jak wstał, kiedy dorwałam swój karabin schowałam się za stojakiem z plakatami. Słyszałam jego kroki, był blisko. Naszykowałam broń, odchyliłam lekko zasłonę i w tym momencie usłyszałam strzały. Początkowo myślałam, że skierowane do mnie ale zobaczyłam, że facet upada. Odsłoniłam plakat, za leżącym ciałem stał Evan. Czysty i uśmiechnięty.
- W dupie ci się poprzewracało?- warknęłam
-Oj trochę się spóźniłem, ale powinnaś być mi wdzięczna rozwaliłem tego gościa.- stwierdził
-Poradziłabym sobie z nim sama. Lepiej mi powiedz gdzie pracownicy?
-Pewnie uciekli jak zaczęłaś strzelać.
-Nie było ich tu jak weszłam. – coś mi tu nie grało i to mocno. – trzeba sprawdzić samochód.- wyszłam powoli ze sklepu, omijając ciało. Podeszłam do samochodu, w środku nie było niczego nadzwyczajnego. Został bagażnik, otworzyłam go. Była w nim walizka, niby niepozorna, na zamek. Rozwaliłam w środku były jakieś kartki i jedna największa która rzuciła mi się w oczy. Było na niej napisane „Jeśli przeżyliście to gratuluje”. Zabrałam walizkę ze sobą i wyczyściłam po nas ślady.
-To była najwyraźniej pułapka.-stwierdził Evan rozglądając się dookoła
-Na która ty się spóźniłeś.
-Nie dramatyzuj Blue. Ważne że ich załatwiliśmy.
- Prawie nic nie zrobiłeś, zobacz jak ja wyglądam jestem cala we krwi.
-Nie moja wina, że nie potrafisz się nie ubrudzić przy pracy.
-Ty za to zawsze wracasz czysty.- powiedziałam trącając go ręką w ramie.
-Dobra cofam.- przewrócił oczami i mnie wyprzedził.
Zostawiłam to bez odpowiedzi. Wzięłam bron i walizkę po czym ruszyłam przez pole które znajdowało się obok stacji. Musiałam dojść na druga stronę do przystanku. Nie było mowy o nocowaniu, a Evan nie załatwił transportu. Jak zawsze można na niego liczyć.
Podłoże po którym szłam było mokre i zarośnięte, woda ociekała mi na brudne ubranie. Nie czułam się zbyt komfortowo, czułam zapach krwi i potu. Evan szedł za mną. Odwróciłam się w jego stronę, nie odzywał się co było do niego nie podobne, głowę miał zwieszoną a jedna ręką złapał się za kark. Myślał, zawszę tak robił, chociaż ta czynność zdarzała mu się bardzo rzadko. W takich chwilach wiedziałam, że w jego głowie coś się szykuje, nie wiedziałam tylko jeszcze co. Usłyszałam pikanie, coś zamigało w trawie, miny w trawie? Na odludziu? Rzuciłam się na ziemie ciągnąc za sobą Evana. Co jak co, ale jakbym wróciła bez żywego Evana to nie byłoby najlepiej.
-Zwariowałaś?!- warknął, on ma kiepska orientację.
-Tu coś jest.- powiedziałam cicho.
-Jasne, że coś jest, mokra trawa i brudna ziemia.
-Miny idioto.- powiedziałam.
-Po co ktoś miąłby minować pole?- zaczął mówić szeptem.
-Żebyśmy nie mogli się stad wydostać i nie musisz mówić cicho miny Cię nie usłyszą. -odparłam z kpiną.
-Oj nie przesadzaj.- powiedział wstając i się otrzepując. Ruszył dalej ja czekałam. Po chwili coś wybuchło, dokładnie w miejscu w którym stał. Podbiegłam do niego. Miny wyskokowe, strzały które wbijają się w ciało kiedy ktoś przejdzie przez czujnik. Trafiło go w nogę, wiedziałam, że tak będzie. Szybkim ruchem wyciągnęłam mu strzale z nogi. Uśmiechnął się krzywo.
-Miałaś racje- powiedział śmiejąc się.
-I co w tym śmiesznego?
-Czemu ty zawsze wiesz?
-Bo myślę i przewiduje.- podszedł do mnie, popatrzył mi prosto w oczy. Nie wiedziałam czy zaraz mnie uderzy czy zwali z nóg. Ale zrobił cos głupszego, mianowicie pocałował mnie. Od razu odwróciłam twarz.
-Tego nie przewidziałaś.- kopnęłam go noga w krok.
-Ty tego też nie. – zgiął się z bólu.
-Wychodzi na to, że jesteśmy nieprzewidywalni.- powiedział cały zadowolony z siebie. Ruszając dalej i zapominając o minach. Kolejny strzał. Idiota …
Kilka dni potniej wiedziałam już co wymyślił. Jego plan był następujący : Prowokować mnie a potem zrobić ze mnie idiotkę. Cały Evan. Ja byłam zbyt przyzwyczajona do jego głupoty więc nie zwracałam na niego uwagi. Nicolas miał nowa broń do testowania a ja dawno dobrze się nie bawiłam. Po drodze do laboratorium spotkałam Evana. Nieważne jakim przejściem przejdę do laboratorium i tak spotkam go po drodze.
-Gdzie idziesz?
-Zgadnij.
-To pójdę z tobą.-stwierdził, dobrze wiedział, że idę do laboratorium. A gdzie miałabym iść, raczej nigdzie nie wychodzę. A ja szczególnie go tam nie chciałam. Próbowałam wybić mu ten pomysł z głowy, ale on jest zbyt uparty.
-Co mam zrobić żebyś się odczepił?- spytałam
-Buziak i spadam.- wyszczerzył się kpiąco. Zmrużyłam oczy ale po chwili się opanowałam. Przybrałam słodką minę grzecznej dziewczynki po czym podeszłam do niego bliżej, całując go prosto w usta. Potem od razu go wyminęłam.
-Kup mi za to kwiaty.- krzyknęłam skręcając korytarzem.
Nowa bron okazała się doskonała. Rozwalałam manekiny jednym strzałem, od razu rozpadały się na kilka kawałków. Drasnęłam nawet bardzo odporna ścianę. Kiedy patrzyłam na manekiny wyobrażałam sobie, że to Chees. Z chęcią przywiązałabym go do jakiegoś słupa i rozstrzelała jak te kukły. Za to co robił już dawno powinien wąchać kwiatki od spodu.
Jakiś dzień później weszłam do jego gabinetu poszukać jakiejś kasy. Potrzebowałam parę banknotów, a on raczej niechętnie dawał mi pieniądze, skąpiec. Zaczęłam przeszukiwać jego piękne drewniane szafki, znalazłam parę papierów, jakieś zapisy majątkowe, rachunki, faktury. Pośród tego leżała jakaś koperta. Tam zawsze może coś być. Wyjęłam zawartość ale okazało się, że to jednak nie kasa. Był to jakiś list, zaadresowany do Cheesa. Było tam parę gróźb, że jeśli czegoś nie odda to źle skończy. Pisali o jakiejś osobie. Cheasowi zdarza się handlować ludźmi, to chore ale prawdziwe. Nadawcą listu była niejaka Carter Elizabeth. Schowałam list do jednej ze swoich kieszeni, poczytam sobie potem. W drugiej szufladzie znalazłam jakieś pieniądze. Właśnie wychodziłam kiedy do pokoju wparował jakiś sługus Cheasa.
-A ty co tutaj robisz?- spytał się mnie, o jak on mnie denerwował. A ten jego ton najbardziej.
-Stroje i patrzę na idiotę który właśnie wszedł.-odparłam
-Bardzo zabawne, tylko nie wiem czy będziesz się śmiała jak Pan Cheas się o tym dowie.
-Dowie się, że zatrudnił następnego idiotę?
-Dowie się, że wchodzi tu bez pozwolenia.- powiedział otwierając przede mną drzwi.- Dopilnuje, żebyś miała od niego miłe powitanie w jutrzejszy dzień.
-Uważaj bo ty możesz nie mieć żadnego powitania jutrzejszego dnia.- powiedziałam wychodząc.
-Nie boje się ciebie małolato.- takich łatwiej wykończyć. Poszłam do Nicolasa. Dałam mu pieniądze które zabrałam Cheesowi. Poprosiłam, żeby zapłacił za rzeczy które zamówiłam. Ja nie miałam prawa niczego zamawiać a co dopiero odbierać.
Kiedy Cheas dowiedział się od swojego sługusa, że mu niby szperałam w pokoju postanowił znowu mnie gdzieś wysłać. Wiedział, że nie lubię gór dlatego oczywiście tam trafiłam. Ze mną wysłał Nicolasa, mieliśmy nie przerywać naszych zajęć. Myślę, że to nie była kara ale pretekst żeby wywalić mnie na kilka dni z siedziby. Może miał jakieś plany, trzeba będzie potem podpuścić Evana żeby się wygadał.
Trafiliśmy do jakiegoś domku góralskiego który znajdował się w środku jakiegoś lasu. No jakbym dawno nie była w lesie. Powinnam tu w ogóle zamieszkać i zaprzyjaźnić się ze zwierzętami, niedźwiedzie już nie raz mnie odwiedziły, ciekawe czy chciały zjeść moje rzeczy czy mnie. Nie zdążyłam się zapytać bo od razu strzelam. Domek wyglądał mało korzystnie, szara cegła i blaszany dach. Zimno jak cholera, mało wody, jedzenia i brak łączności ze światem. Ciekawe czy Cheas chciałby tu nocować. Nicolas rzucił mi jakąś torbę. Zajrzałam do środka po czym wyciągnęłam zawartość.
-Że przepraszam co to ma być?- spytałam pokazując mu sukienkę i buty na obcasie.
-Możesz się znaleźć w rożnych sytuacjach, skąd wiesz że nie będziesz musiała uciekać w szpilkach?- miał rację, tego nie dało się przewidzieć.
-W lesie?- spytałam z niedowierzaniem.
-Tak kochana w lesie, jesteś w końcu dziewczyna prawda, skąd wiesz gdzie będzie misja.
-Nie nawiedzę cię.- tak naprawdę to go lubię, spoko gość i dobrze się z nim współpracuje.
Codziennie chodziłam na trening w szpilkach, potrafiłam w nich nawet dobrze biegać. Musiałam wyglądać niezwykle ciekawie. Raz nawet weszłam w nich na drzewo, w sumie po jakimś czasie nie było to niczym trudnym. Pomijając ilości śniegu na podłożu. Po treningach ze strzelania zawsze uczyłam się normalnych przedmiotów do szkoły, w sumie nie miałam tego w planie ale Nicolas stwierdził, że powinnam coś wiedzieć. Także codziennie jak głupia przez kilka godzin kułam się różnych rzeczy, co to za życie.
Zastanawiające było to, że po kilku dniach przywieźli do nas Evana. W przeciwieństwie do mnie on uwielbiał zimę. Zbudował sobie nawet igloo ze śniegu w którym potem dla zabawy go zakopałam. Nie mógł wyjść przez dobrą godzinę a ja miałam niezłą zabawę. Kiedy wreszcie się wydostał od razu pobiegł do domu żeby się ocieplić. Może tez przestanie lubić zimno to wtedy już tu nie przyjedzie. W zasadzie całe otoczenie wyglądało bardzo ładnie, tylko dla mnie wystarczające byłoby oglądanie tego na obrazku.
Następnego dnia czekał mnie odwet. Rano obudził mnie kiedy podszedł no mojego łóżka. Miał ze sobą całe wiadro śniegu, oczywiście wysypał je na mnie kiedy jeszcze nieświadoma leżałam. To było straszne uczucie, błyskawicznie się podniosłam i zaczęłam wszystko wytrzepywać. Zabije go, ale najpierw pójdę pod prysznic,
Nie udało mi się od niego uzyskać informacji o tym co się dzieje w organizacji. Albo nie chciał mi powiedzieć albo po prostu nie wiedział. Boże daj mi cierpliwość bo jeśli dasz mi więcej siły to ich wszystkich pozabijam.
Kiedy wróciliśmy do siedziby Evan przestał mi dogryzać ale za to zaczął bawić się w coś nowego. Mianowicie zaczął udawać mojego chłopaka. To było znacznie bardziej denerwujące niż dogryzanie. Był zazdrosny o każdego kto do mnie podchodził. Raz nawet zaczął się z kimś bić więc musiałam interweniować. Jest całkowicie nie przewidywalny, nawet nie wiem co się z nim stało. Nicolas stwierdził, że trochę dorósł ale ja myślę, że po prostu coś mu odwaliło w tej pustej głowie. Najbardziej szkodliwy dla człowieka jest drugi człowiek a ja nie potrzebuje następnych problemów. Trzymam go jak najdalej ale jest to trudne kiedy mieszka się z kimś w tym samym budynku i piętrze.
Siedziałam w swoim pokoju i przeszukiwałam szuflady, nagle napatoczył mi się list który zwinęłam Cheasowi z gabinetu. Nic z tego nie zrozumiałam, wiedziałam, że był od mojej ciotki, kojarzyłam ja ale bardzo słabo. Miała raczej słabe kontakty z moja matką i nie wiedziałam jakie miały relacje. Z listu dowiedziałam się, że chciała spotkania z Cheasem i ze mną, najwidoczniej Cheas się nie zgodził bo żadnego spotkania nie było. Ten list w niczym szczególnie mi nie pomógł ale dzięki temu miałam nadzieje, że ktoś jeszcze o mnie pamięta. A zresztą dam sobie rade sama, chrzanić ich.
Szara stacja benzynowa, odludzie. Niebo całe w poszarzałych chmurach. Do tego chłodny wiatr muskający po moich policzkach. Było już późne popołudnie. Leżałam na dachu stacji i czekałam na sygnał. Pogoda ostatnio w ogóle mi nie sprzyja, Miałam przy sobie karabin maszynowy i nóż. Białe audi A6 podjechało pod stację, nie są zbyt rozważni każdy widzi, że takie auto tu nie pasuje. W takich miejscach psy szczękają dupami. Akcja się zaczęła, nasz człowiek Jeff przebrany za pomocnika stacji podszedł do samochodu. Ja miałam obserwować z góry. Z samochodu wysiadło dwoje mężczyzn, po czym ruszyli do sklepu, jeden został w samochodzie. Gdzie się podział Evan? Powinien wejść za nimi do sklepu. W pewnej chwili usłyszałam cichy i krotki jęk po czym zobaczyłam jak Jeff upada obok samochodu. Tego na pewno nie było w planach, muszę interweniować. Przeczołgałam się, na tył stacji i zeszłam podtrzymując się metalowego pręta. Pobiegłam do tylnego wejścia, po czym weszłam przez toalety do sklepu. Panowała cisza i to było niepokojące. Nie miałam wyboru musiałam strzelać na oślep. Wzięłam karabin i zaczęłam rozwalać półki. Zobaczyłam jak jeden z nich próbuje wybiec ale rozwaliłam go przy samych drzwiach. Przebiegłam przez połowę i zauważyłam drugiego, celował we mnie bronią. Strzelił ale ja byłam już po innej stronie rzędu. Przebiegłam i weszłam na półkę zaczęłam strzelać, próbował się przenieść za blat ale kiedy przeskakiwał postrzeliłam go w ramię. Upadł na podłogę, a ja dokończyłam co zaczęłam. Kiedy strzelałam zostałam pociągnięta za kostkę i zleciałam w dół. Zaczęłam się szarpać, ktoś mnie czymś uderzył w ramie, to był ten facet z samochodu. Przywaliłam mu pięścią, a potem dolna częścią karabinu. Wyrwał mi go z ręki i rzucił za półkę, po czym rzucił się na mnie. Następne ciosy, ja jego on mnie, kopnęłam go butem w twarz, odleciał kawałek, podniosłam się i zaczęłam biec po broń. Słyszałam jak wstał, kiedy dorwałam swój karabin schowałam się za stojakiem z plakatami. Słyszałam jego kroki, był blisko. Naszykowałam broń, odchyliłam lekko zasłonę i w tym momencie usłyszałam strzały. Początkowo myślałam, że skierowane do mnie ale zobaczyłam, że facet upada. Odsłoniłam plakat, za leżącym ciałem stał Evan. Czysty i uśmiechnięty.
- W dupie ci się poprzewracało?- warknęłam
-Oj trochę się spóźniłem, ale powinnaś być mi wdzięczna rozwaliłem tego gościa.- stwierdził
-Poradziłabym sobie z nim sama. Lepiej mi powiedz gdzie pracownicy?
-Pewnie uciekli jak zaczęłaś strzelać.
-Nie było ich tu jak weszłam. – coś mi tu nie grało i to mocno. – trzeba sprawdzić samochód.- wyszłam powoli ze sklepu, omijając ciało. Podeszłam do samochodu, w środku nie było niczego nadzwyczajnego. Został bagażnik, otworzyłam go. Była w nim walizka, niby niepozorna, na zamek. Rozwaliłam w środku były jakieś kartki i jedna największa która rzuciła mi się w oczy. Było na niej napisane „Jeśli przeżyliście to gratuluje”. Zabrałam walizkę ze sobą i wyczyściłam po nas ślady.
-To była najwyraźniej pułapka.-stwierdził Evan rozglądając się dookoła
-Na która ty się spóźniłeś.
-Nie dramatyzuj Blue. Ważne że ich załatwiliśmy.
- Prawie nic nie zrobiłeś, zobacz jak ja wyglądam jestem cala we krwi.
-Nie moja wina, że nie potrafisz się nie ubrudzić przy pracy.
-Ty za to zawsze wracasz czysty.- powiedziałam trącając go ręką w ramie.
-Dobra cofam.- przewrócił oczami i mnie wyprzedził.
Zostawiłam to bez odpowiedzi. Wzięłam bron i walizkę po czym ruszyłam przez pole które znajdowało się obok stacji. Musiałam dojść na druga stronę do przystanku. Nie było mowy o nocowaniu, a Evan nie załatwił transportu. Jak zawsze można na niego liczyć.
Podłoże po którym szłam było mokre i zarośnięte, woda ociekała mi na brudne ubranie. Nie czułam się zbyt komfortowo, czułam zapach krwi i potu. Evan szedł za mną. Odwróciłam się w jego stronę, nie odzywał się co było do niego nie podobne, głowę miał zwieszoną a jedna ręką złapał się za kark. Myślał, zawszę tak robił, chociaż ta czynność zdarzała mu się bardzo rzadko. W takich chwilach wiedziałam, że w jego głowie coś się szykuje, nie wiedziałam tylko jeszcze co. Usłyszałam pikanie, coś zamigało w trawie, miny w trawie? Na odludziu? Rzuciłam się na ziemie ciągnąc za sobą Evana. Co jak co, ale jakbym wróciła bez żywego Evana to nie byłoby najlepiej.
-Zwariowałaś?!- warknął, on ma kiepska orientację.
-Tu coś jest.- powiedziałam cicho.
-Jasne, że coś jest, mokra trawa i brudna ziemia.
-Miny idioto.- powiedziałam.
-Po co ktoś miąłby minować pole?- zaczął mówić szeptem.
-Żebyśmy nie mogli się stad wydostać i nie musisz mówić cicho miny Cię nie usłyszą. -odparłam z kpiną.
-Oj nie przesadzaj.- powiedział wstając i się otrzepując. Ruszył dalej ja czekałam. Po chwili coś wybuchło, dokładnie w miejscu w którym stał. Podbiegłam do niego. Miny wyskokowe, strzały które wbijają się w ciało kiedy ktoś przejdzie przez czujnik. Trafiło go w nogę, wiedziałam, że tak będzie. Szybkim ruchem wyciągnęłam mu strzale z nogi. Uśmiechnął się krzywo.
-Miałaś racje- powiedział śmiejąc się.
-I co w tym śmiesznego?
-Czemu ty zawsze wiesz?
-Bo myślę i przewiduje.- podszedł do mnie, popatrzył mi prosto w oczy. Nie wiedziałam czy zaraz mnie uderzy czy zwali z nóg. Ale zrobił cos głupszego, mianowicie pocałował mnie. Od razu odwróciłam twarz.
-Tego nie przewidziałaś.- kopnęłam go noga w krok.
-Ty tego też nie. – zgiął się z bólu.
-Wychodzi na to, że jesteśmy nieprzewidywalni.- powiedział cały zadowolony z siebie. Ruszając dalej i zapominając o minach. Kolejny strzał. Idiota …
Kilka dni potniej wiedziałam już co wymyślił. Jego plan był następujący : Prowokować mnie a potem zrobić ze mnie idiotkę. Cały Evan. Ja byłam zbyt przyzwyczajona do jego głupoty więc nie zwracałam na niego uwagi. Nicolas miał nowa broń do testowania a ja dawno dobrze się nie bawiłam. Po drodze do laboratorium spotkałam Evana. Nieważne jakim przejściem przejdę do laboratorium i tak spotkam go po drodze.
-Gdzie idziesz?
-Zgadnij.
-To pójdę z tobą.-stwierdził, dobrze wiedział, że idę do laboratorium. A gdzie miałabym iść, raczej nigdzie nie wychodzę. A ja szczególnie go tam nie chciałam. Próbowałam wybić mu ten pomysł z głowy, ale on jest zbyt uparty.
-Co mam zrobić żebyś się odczepił?- spytałam
-Buziak i spadam.- wyszczerzył się kpiąco. Zmrużyłam oczy ale po chwili się opanowałam. Przybrałam słodką minę grzecznej dziewczynki po czym podeszłam do niego bliżej, całując go prosto w usta. Potem od razu go wyminęłam.
-Kup mi za to kwiaty.- krzyknęłam skręcając korytarzem.
Nowa bron okazała się doskonała. Rozwalałam manekiny jednym strzałem, od razu rozpadały się na kilka kawałków. Drasnęłam nawet bardzo odporna ścianę. Kiedy patrzyłam na manekiny wyobrażałam sobie, że to Chees. Z chęcią przywiązałabym go do jakiegoś słupa i rozstrzelała jak te kukły. Za to co robił już dawno powinien wąchać kwiatki od spodu.
Jakiś dzień później weszłam do jego gabinetu poszukać jakiejś kasy. Potrzebowałam parę banknotów, a on raczej niechętnie dawał mi pieniądze, skąpiec. Zaczęłam przeszukiwać jego piękne drewniane szafki, znalazłam parę papierów, jakieś zapisy majątkowe, rachunki, faktury. Pośród tego leżała jakaś koperta. Tam zawsze może coś być. Wyjęłam zawartość ale okazało się, że to jednak nie kasa. Był to jakiś list, zaadresowany do Cheesa. Było tam parę gróźb, że jeśli czegoś nie odda to źle skończy. Pisali o jakiejś osobie. Cheasowi zdarza się handlować ludźmi, to chore ale prawdziwe. Nadawcą listu była niejaka Carter Elizabeth. Schowałam list do jednej ze swoich kieszeni, poczytam sobie potem. W drugiej szufladzie znalazłam jakieś pieniądze. Właśnie wychodziłam kiedy do pokoju wparował jakiś sługus Cheasa.
-A ty co tutaj robisz?- spytał się mnie, o jak on mnie denerwował. A ten jego ton najbardziej.
-Stroje i patrzę na idiotę który właśnie wszedł.-odparłam
-Bardzo zabawne, tylko nie wiem czy będziesz się śmiała jak Pan Cheas się o tym dowie.
-Dowie się, że zatrudnił następnego idiotę?
-Dowie się, że wchodzi tu bez pozwolenia.- powiedział otwierając przede mną drzwi.- Dopilnuje, żebyś miała od niego miłe powitanie w jutrzejszy dzień.
-Uważaj bo ty możesz nie mieć żadnego powitania jutrzejszego dnia.- powiedziałam wychodząc.
-Nie boje się ciebie małolato.- takich łatwiej wykończyć. Poszłam do Nicolasa. Dałam mu pieniądze które zabrałam Cheesowi. Poprosiłam, żeby zapłacił za rzeczy które zamówiłam. Ja nie miałam prawa niczego zamawiać a co dopiero odbierać.
Kiedy Cheas dowiedział się od swojego sługusa, że mu niby szperałam w pokoju postanowił znowu mnie gdzieś wysłać. Wiedział, że nie lubię gór dlatego oczywiście tam trafiłam. Ze mną wysłał Nicolasa, mieliśmy nie przerywać naszych zajęć. Myślę, że to nie była kara ale pretekst żeby wywalić mnie na kilka dni z siedziby. Może miał jakieś plany, trzeba będzie potem podpuścić Evana żeby się wygadał.
Trafiliśmy do jakiegoś domku góralskiego który znajdował się w środku jakiegoś lasu. No jakbym dawno nie była w lesie. Powinnam tu w ogóle zamieszkać i zaprzyjaźnić się ze zwierzętami, niedźwiedzie już nie raz mnie odwiedziły, ciekawe czy chciały zjeść moje rzeczy czy mnie. Nie zdążyłam się zapytać bo od razu strzelam. Domek wyglądał mało korzystnie, szara cegła i blaszany dach. Zimno jak cholera, mało wody, jedzenia i brak łączności ze światem. Ciekawe czy Cheas chciałby tu nocować. Nicolas rzucił mi jakąś torbę. Zajrzałam do środka po czym wyciągnęłam zawartość.
-Że przepraszam co to ma być?- spytałam pokazując mu sukienkę i buty na obcasie.
-Możesz się znaleźć w rożnych sytuacjach, skąd wiesz że nie będziesz musiała uciekać w szpilkach?- miał rację, tego nie dało się przewidzieć.
-W lesie?- spytałam z niedowierzaniem.
-Tak kochana w lesie, jesteś w końcu dziewczyna prawda, skąd wiesz gdzie będzie misja.
-Nie nawiedzę cię.- tak naprawdę to go lubię, spoko gość i dobrze się z nim współpracuje.
Codziennie chodziłam na trening w szpilkach, potrafiłam w nich nawet dobrze biegać. Musiałam wyglądać niezwykle ciekawie. Raz nawet weszłam w nich na drzewo, w sumie po jakimś czasie nie było to niczym trudnym. Pomijając ilości śniegu na podłożu. Po treningach ze strzelania zawsze uczyłam się normalnych przedmiotów do szkoły, w sumie nie miałam tego w planie ale Nicolas stwierdził, że powinnam coś wiedzieć. Także codziennie jak głupia przez kilka godzin kułam się różnych rzeczy, co to za życie.
Zastanawiające było to, że po kilku dniach przywieźli do nas Evana. W przeciwieństwie do mnie on uwielbiał zimę. Zbudował sobie nawet igloo ze śniegu w którym potem dla zabawy go zakopałam. Nie mógł wyjść przez dobrą godzinę a ja miałam niezłą zabawę. Kiedy wreszcie się wydostał od razu pobiegł do domu żeby się ocieplić. Może tez przestanie lubić zimno to wtedy już tu nie przyjedzie. W zasadzie całe otoczenie wyglądało bardzo ładnie, tylko dla mnie wystarczające byłoby oglądanie tego na obrazku.
Następnego dnia czekał mnie odwet. Rano obudził mnie kiedy podszedł no mojego łóżka. Miał ze sobą całe wiadro śniegu, oczywiście wysypał je na mnie kiedy jeszcze nieświadoma leżałam. To było straszne uczucie, błyskawicznie się podniosłam i zaczęłam wszystko wytrzepywać. Zabije go, ale najpierw pójdę pod prysznic,
Nie udało mi się od niego uzyskać informacji o tym co się dzieje w organizacji. Albo nie chciał mi powiedzieć albo po prostu nie wiedział. Boże daj mi cierpliwość bo jeśli dasz mi więcej siły to ich wszystkich pozabijam.
Kiedy wróciliśmy do siedziby Evan przestał mi dogryzać ale za to zaczął bawić się w coś nowego. Mianowicie zaczął udawać mojego chłopaka. To było znacznie bardziej denerwujące niż dogryzanie. Był zazdrosny o każdego kto do mnie podchodził. Raz nawet zaczął się z kimś bić więc musiałam interweniować. Jest całkowicie nie przewidywalny, nawet nie wiem co się z nim stało. Nicolas stwierdził, że trochę dorósł ale ja myślę, że po prostu coś mu odwaliło w tej pustej głowie. Najbardziej szkodliwy dla człowieka jest drugi człowiek a ja nie potrzebuje następnych problemów. Trzymam go jak najdalej ale jest to trudne kiedy mieszka się z kimś w tym samym budynku i piętrze.
Siedziałam w swoim pokoju i przeszukiwałam szuflady, nagle napatoczył mi się list który zwinęłam Cheasowi z gabinetu. Nic z tego nie zrozumiałam, wiedziałam, że był od mojej ciotki, kojarzyłam ja ale bardzo słabo. Miała raczej słabe kontakty z moja matką i nie wiedziałam jakie miały relacje. Z listu dowiedziałam się, że chciała spotkania z Cheasem i ze mną, najwidoczniej Cheas się nie zgodził bo żadnego spotkania nie było. Ten list w niczym szczególnie mi nie pomógł ale dzięki temu miałam nadzieje, że ktoś jeszcze o mnie pamięta. A zresztą dam sobie rade sama, chrzanić ich.
-------------------------------
Jest następny, trochę dłuższy niż poprzedni, mam nadzieje, że nie gorszy ;D
Pozdrawiam ;*
Rozdział zapiera dech w piersiach. Stosujesz narracje, która jest bardzo dynamiczna i trzyma w napięciu. Czasami może zdania za bardzo się urywają, ale nie jest tak źle. Adrenalina na pewno skacze w górę xD Wielki szacun dla ciebie, że umiesz i chcesz pisać tego typu opowiadania, ja jestem w nich beznadziejna i brak mi doń talentu. hah :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMyślę, że Hayle szkolą tak do jakiś większych celów. Może, szykują bardziej skomplikowany plan i potrzebny im dobrze wyszkolony, twardy pracownik? Podobało mi się.
OdpowiedzUsuńNotka super :D
OdpowiedzUsuńJaka akcja już od samego początku :D
Już jako 14-latka :D
Nice,ale czekam aż będzie starsza :D
I zawsze "kochający" Evanek xD
Całujący Evanek :D
Pocisk dla Evana xD
Z niecierpliwością czekam na kolejna notkę :D
Buziaki ...;***********
Bardzo fajny rozdział. W żadnym razie nie gorszy od pozostałych.
OdpowiedzUsuńZawarłaś w nim dużo fajnych opisów i dynamicznej akcji.
Jakieś takie kryminalne to opowiadanie :D Lubię takie.
Czekam na kolejny rozdział. Ciekawe jak potoczą się jej dalsze losy.
Pozdrawiam.
hej, pewnie mnie pamiętasz z rape-me-again xD Kurczę, narazie jestem przy prologu, ale będę śledzić to opowiadanie. Komentuje pod najnowszym rozdziałem, żeby nie musisała tego potem szukać :D
OdpowiedzUsuńNo jedyne co ci mogę jeszcze powiedzieć to WOW. Piszesz naprawdę dużo dużo lepiej niż z początku. Rozwinęłaś się bardzo oo;
No to weny życze :D
No trochę czasu minęło, skończyłam z sasusaku i zajęłam się tym ;D
UsuńNa z-otchlani-umyslu.blogspot.com pojawił się nowy rozdział. Zapraszam serdecznie!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy. Gdy zaczynałam czytać, nawet mi przez myśl nie przyszło, że to może być pułapka i na dodatek taka zmyślna. Nie dość, że sklep, to jeszcze miny (i oczywiście Evan musiał w nie wejść, ech, on jest niemożliwy). Zastanawiam się, czyja to była sprawka.
OdpowiedzUsuńTak też myślałam, że list będzie mieć jakiś związek z rodziną dziewczyny. Na początku jej podejście mnie trochę zdziwiło, ale później uświadomiłam sobie, że teraz to jest jej życie i pewnie tak zostanie do końca.
Pozdrawiam serdecznie :)
PS. Następnym razem prosiłabym o umieszczenie powiadomienia o nowej notce w spamowniku.
Uwaga Spam za, co autorka z góry przeprasza i liczy na wyrozumiałość.
OdpowiedzUsuńElizabeth Malloren z pozoru jest zwyczajną mieszkanką Mystic Falls w 1864 roku.
Jest szczęśliwa i zakochana.
I wszystko byłoby wspaniale gdyby nienawiedzające ją koszmary, które zaczynają się spełniać.
Wkrótce jej poukładany świat zaczyna się walić, gdy w jej życie wkracza dwoje wampirów: Katherine Pierce i Klaus. Tego drugiego przyciąga niezwykła moc dziewczyny w postaci jej wizji. Wkrótce jej miłość wystawiona na ciężką próbę.
Oszukana i zdradzona przez najbliższych Liz staje się wampirem i od lat wiernie służy Klausowi.
Przy życiu trzyma ją jedynie niespełniona miłość do przystojnego Damona Salvatore.
Niespodziewana wizja ponownie zmienia oblicze jej świata.
Liz postanawia po raz kolejny rzucić wszystko i wyruszyć na ratunek ukochanemu mężczyźnie tchniona nadzieją że uda jej się złamać klątwę Klausa.
Czy miłość okaże się silniejsza niż magia?
I jak zachowa się, gdy okaże się, że w swoim wyborze będzie musiała ratować Elenę Gilbert sobowtóra swojego największego wroga?
O tym wszystkim dowiecie się wchodząc na bloga „granice miłości”
To nowo powstała historia na podstawie serialu Pamiętniki Wampirów.
Prócz znanych postaci na pewno pojawią się nowe a jedną z nich na pewno jest dość ekscentryczna i niecodzienna Sara Jonson najlepsza przyjaciółka Eleny.
Zapraszam serdecznie na nowy nieznany świat Vampire Diaries na: www.granica--milosci.blog.onet.pl
p.s. dla tych, którzy będą chcieli być informowani o rozdziałach wpisujcie w komentarz adres bloga. Sam Nick niestety nie wiele mi pomoże. W razie, gdyby któryś blog spodobał mi się na pewno do niego zajrzę i skomentuje.
Przeczytałam. Trochę późno, ale w końcu udało mi się znaleźć trochę czasu. Rozdział świetny. Nie do końca rozumiem zagrania Evana, ale Nicolas jest spoko. Uczył ją chodzić na szpilkach (biegać), chciałabym to zobaczyć na ekranie w kinie. Nie żebym miała coś do czytania. Swoją drogą to Megan(wciąż ją tak nazywam) jest już prawie samowystarczalna. Ciekawe na co będzie ją stać, gdy dorośnie. Pozdrawiam i czekam na nexta. Xd
OdpowiedzUsuńOj wcale a to walce nie gorszy niż poprzedni... powiedziałabym nawet że lepszy. Strzelanina na stacji benzynowej, chyba już nigdy nie oproszę nikogo aby się na jakiejś zatrzymał nawet jeżeli miałabym narobić w gacie;P Evan...eee zdurniał??? Nagle zebrało mu się na amory, co??? Ale to wkońcu chłopak... Ciekawe czy coś z tego wyjdzie, byłoby zabawnie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze tak krótko!
Pozdrawiam
Przepraszam za tak późny komentarz, ale brak czasu daje się we znaki;)Rozdział moim zdaniem świetny. Dłuższy, co bardzo mi się podoba. Poza tym postaci są fascynująco wykreowane. Nieprzewidywalny Evan i patrząca na świat ironicznie dziewczyna tworzą ciekawy paring. Sceny ze stacją benzynowa dynamiczne i napisane w ciekawy sposób. Czego chcieć więcej? Następnego rozdziału! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa http://bracia-duszy.blogspot.com pojawił się rozdział siódmy.
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie :)
"Zabiję go, ale najpierw pójdę pod prysznic" - to mnie rozwalilo. Ech ... nienawidze Evana!
OdpowiedzUsuń