poniedziałek, 2 lipca 2012

6. Badanie


 szesnastolatka cz.2
Następnego dnia wraz z Nicolasem postanowiliśmy pojechać do kwiaciarni w której miała pracować moja ciotka. Wsiedliśmy do jego samochodu i podjechaliśmy w znalezione miejsce. Była to siedziba główna sieci kwiaciarni. Przed nami znajdowała się duża pomalowana na zielono i obdrapana hala. Na przodzie były jedne wielkie drzwi za to z boku znajdowały się mniejsze prowadzące prawdopodobnie do biura. Obok hali stały trzy samochody, czarne porsche Cayenne, skoda Superb i jakiś niezidentyfikowany szary samochód do przewozu.
      Wysiadłam z samochodu  zatrzaskując szybko drzwi. Nicolas został w środku, nie potrzebowałam na razie jego pomocy. Ruszyłam pewnym krokiem w kierunku biurowych drzwi, przejechałam ręka po broni która miałam za paskiem. Miałam nadzieję ,że obejdzie się bez strzelaniny. Jeśli to moja rodzina to jestem pewna, że z tą kwiaciarnia jest coś nie tak.
       Zadzwoniłam dzwonkiem, po chwili usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, pociągnęłam je więc do siebie. Weszłam do środka, wnętrze było urządzone w hawajskim stylu.  Wisiała tu deska do surfingu, zdjęcia, na półkach było pełno figurek i kokosów. Przy drewnianym biurku siedziała starsza kobieta o brązowych włosach które lekko skręcały się na końcach. Miała na sobie kolorową bluzkę w kwiaty, wyglądała jak z innego świata. Zlustrowała mnie swoimi brązowymi oczami i pokazała gestem ręki żebym weszła dalej.
-Pani od pana Jackinsa? –spytała z uśmiechem. Nie znałam żadnego Jackinsa.- chodzi to te kwiaty, co zapomnieliśmy ich dostarczyć?
-Nie, szukam Melisy Carter.
-A ty jesteś..?- powiedziała przeciągle. Zastanawiałam się jakie imię mam podać.
-Megan…Megan Carter. –odparłam, zwiększyły jej się źrenice. Nie potrafiłam jednak odczytać czy się ucieszyła. Widziałam, że nacisnęła przycisk pod biurkiem. Na drzwi spadła żelazna zasłona, a z hali dobiegł hałas poruszających się w szybkim tempie ludzi. Podeszłam bliżej.
-Cheas kazał Ci mnie zabić? – spytała patrząc na broń która wyciągnęłam. Zdążyłam znaleźć 4 kamery znajdujące się w tym pokoju, był tu gdzieś także podsłuch. Byli dobrze przygotowani, teraz byłam pewna, że jestem z nią spokrewniona. Uśmiechnęłam się ukazując zęby.
-Spokojnie, nawet nie wie, że tu jestem. – powiedziałam siadając na krześle koło biurka.
-Jak nas znalazłaś?- spytała, teraz wyraźnie widziałam zdziwienie na jej twarzy.
-Możesz spokojnie odwołać alarm. Nie przyszłam tu w złych intencjach.- powiedziałam z jeszcze szerszym uśmiechem.
-Skąd… no tak, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś Cie spotkam. Ani trochę nie przypominasz dziewczynki która pamiętam, no może tylko te włosy.
-Ktoś jeszcze, żyje? Z naszej rodziny? – miałam wiele pytań na które nie znałam jeszcze odpowiedzi.
-Nie, w noc twojego porwania ludzie Cheasa, weszli do twojego domu przez okno i zabili wszystkich którzy byli w mieszkaniu. Nie znaleźli mnie, nawet po tylu latach - możliwe, że nie chcieli mnie znaleźć. Ten kto ci pomógł musi być w tym dobry.
     Potem poszło jak z płatka. Zawołałam Nicolasa i razem słuchaliśmy różnych historii ciotki Melisy. Była szefową w agencji, rozprawiali się z takimi jak Cheas, jednak nie byli dokładnie legalni. Robili wiele na swoja korzyść ale załatwiali tylko winnych - przynajmniej tak twierdziła. Potem zostaliśmy oprowadzeni po hali w której znajdowały się same dziewczyny. Większość z nich była starsza ode mnie.  Robiły wiązanki, przekładały kwiaty i tym podobne rzeczy. Wiedziałam, że Melisa nie za bardzo mi ufa, nie dziwiłam jej się w końcu wychowywał mnie Cheas.
     Ustaliłyśmy, że mam przyjść za kilka dni, wtedy pomyślimy co robić dalej. No i przez ten czas pewnie będzie mnie sprawdzać.Cóz i tak nie ma o mnie żadnych danych więc powodzenia.

Kilka dni później. Późny wieczór, kluby otwarte, miasto tętni  życiem. Trwało jakieś święto bo na ulicach były obstawione radiowozy, nie interesowały mnie takie imprezy ale Evan był bardzo zaangażowany w życie społeczne. Miał zupełnie inny wizerunek na mieście niż w rzeczywistości. Tylko jego wrogowie znali prawdziwy obraz jego osobowości, no i ja.
      Szliśmy ulicą, latarnie miały dzisiaj nad wyraz rażący odcień. W końcu dotarliśmy na miejsce, weszliśmy do jednego z ulubionych klubów Evana. Nie wiem co go w tym kręciło, a może to ja byłam zbyt odizolowana od innych. Podeszliśmy do baru za którym pracowała Kened – przyjaciel Evana. Mimo pozorów byli bardzo podobni nic dziwnego, że się zaprzyjaźnili. Usiedliśmy na wysokich krzesłach przy barze. Evan zamówił jakieś drinki, widać było, że na kogoś czekamy. Odkręciłam się w drugą stronę i zaczęłam lustrować ludzi na parkiecie, na scenie i tych co rozmawiali siedząc na kanapach. Światła migały nierównomiernie to wszystko wyglądało jak stado podnieconych ludzi którym pomieszało się od alkoholu i pogorszyło od muzyk - pewnie właśnie tak było.
    W pewnym momencie zostałam pociągnięta za włosy do tyłu, to był Kened, koleś miał nie równo pod sufitem, pochylił się i pocałował mnie w policzek. Wybaczyłam mu bo byłam pewna, że ma żółty papier od psychiatry. Kto normalny farbuje sobie włosy na czarno czerwono? Zmierzyłam go bezczelnie wzrokiem, uśmiechnęłam się i odwróciłam z powrotem.
-Kiedy idziemy?- zwróciłam się do Evana, dalej obserwując ludzi. Było tu kilku narkomanów, ich łatwo rozpoznać.
-Jeszcze trochę, zrób coś z sobą.- powiedział rozglądając się po pomieszczeniu. Był przekonany, że się nie ruszę, słyszałam to w tonie jego głosu. Oczywiście chcąc zrobić mu na złość, wstałam i poszłam w tłum. Kiedy tańczyłam przyczepił się do mnie jakiś chłopak. Był zwyczajny, na pewno nie brzydki ale pewnie też nie za mądry, bo tylko taki zbliżył by się do dziewczyny Evana. To tylko ułatwiało realizacje moich planów.
     Jakiś czas później Evan był podenerwowany tą sytuacją i podszedł do mnie wyciągając mnie z tłumu. Ostatnio atmosfera miedzy nami była trochę napięta, dogryzaliśmy sobie nawzajem. Poczułam jak włożył mi rękę do kieszeni marynarki, jakby coś wkładał albo wyjmował, nie zwróciłam na to większej uwagi. Usiadłam ponownie koło niego patrząc na niego obojętnym i trochę zniesmaczonym spojrzeniem. Nie zwracał już jednak na mnie uwagi i zaczął rozmawiać z Kenedem. Coraz bardziej mi się nudziło więc kopnęłam go w nogę pod stołem. Mruknął coś niezrozumiale próbując mnie zbyć, mógł mi dać trochę jeszcze potańczyć.  Został tylko jeden sposób by spokojnie…a raczej nie spokojnie jednak szybko opuścić ten lokal. Trzeba będzie tylko szybko uciekać. Położyłam swoją dłoń na marmurowym blacie i powoli sunęłam ręka w stronę drinka Evana. Z wdziękiem jednym szybkim rucham rozlałam napój na jego spodnie. Musiałam szybko wstać zanim zdążył cokolwiek zrobić, ruszyłam w stronę wyjścia. Odwracając co trochę głowę, widziałam jak żegna się z Kenedem i rusza za mną. Szybkim pewnym krokiem wyszłam z klubu, nikt mnie nie zatrzymywał. Skierowałam się w stronę parkingu na którym zostawiliśmy motor Evana, był to kawałek drogi jakieś 5 minut od klubu. Widziałam jak przeszukują Evana przed wyjściem, niektórzy wiedzieli w czym robi, plotki? Ja na ich miejscu nie narażałabym się na kaprysy Evana.
   Po chwili mnie dogonił, odwracając mnie szarpnięciem w swoja stronę. No tak zaraz zacznie się cała gadka o jego markowych spodniach które kocha bardziej niż wszystko. Potem zacznie przewracać oczami i westchnie z głęboką pogardą dla mojej osoby.
-Świetnie to załatwiłaś Kochanie, po mistrzowsku.- powiedział a mnie zamknęły się usta, co się do jasnej cholerki z nim dzieje. Sufit mu się zawalił na głowę jak mnie nie było? Nie wiedziałam jak się odezwać, ale zaraz zaczął tłumaczyć.- świetnie odegrałaś role obrażonej dziewczyny wychodzącej z klubu, żebym jako dżentelmen musiał biec za tobą i przepraszać. A teraz oddaj torebkę.-skończył wyciągając dłoń w moja stronę. Zajrzałam do kieszeni i ujrzałam w niej mała foliowa torebeczkę wypełniona narkotykiem. Tylko mu pomogłam! Miałam już mu ją oddać kiedy zacisnęłam ją z powrotem w ręce.
-Zapłać mi to Ci ją oddam.- brakowało mi funduszy, bo Cheas odciął mnie od konta przez ostatni wyskok, każdemu może się przez przypadek zastrzelić za dużo osób Też mi histeria. No dobra może weszłam też w zakrwawionym ubraniu z Bronia do kawiarni, ale byłam naprawdę głodna.
-W domu.-powiedział biorąc mnie pod rękę i ciągnąc na parking.
      Atmosfera miedzy nami była wciąż napięta. Kiedy weszliśmy do domu coś pękło Evan przytrzymał mnie i pocałował. Potem już szło tylko dalej a skończyło się w łóżku. 
    Rano obudziłam się w rozgrzebanym łóżku, czułam się wyspana. Świetnie straciłam dziewictwo w wieku szesnastu lat. Według Evana to była zapłata za to, że wyniosłam prochy. Według mnie oba te zdarzenia były na jego korzyść. Oczywiście kiedy otworzyłam oczy jego już dawno nie było. Byłam na siebie zła, że dałam się ponieść chwili i na to pozwoliłam. Związałam włosy w kitkę i wstałam zakładając szlafrok. Poszłam pod prysznic.
      Potem dostałam telefon od Nicolasa z którym miałam pojechać do ciotki Melisy. Zdążyła mnie już sprawdzić czy czasem się nie podszywam. Powiedziała, że musimy poczekać jeszcze trochę, dla niej to „trochę” znaczyło kilka miesięcy. Co ja miałam teraz robić? Dalej pluskałam się w tym bagnie do tego zapadając się coraz niżej.
        Dochodziła 7.00 za godzinę miałam iść do szkoły. Chodząc do liceum musiałam się pilnować żeby czegoś nie odstawić. Czasami było to dla mnie trudne patrząc na to jak zazwyczaj działałam. Jak zwykle trzymałam się bardziej z chłopakami, miałam tylko jedną koleżankę. Evan nie był zbyt często widziany w szkole bo ostatnio zakochał się w wagarowaniu. Mnie to nie było potrzebne chłonęłam wiedzę jak tylko się dało i to bez trudu, nie miałam czasu na zwykle lekcje w domu więc prace domowe odrabiali za mnie inni. Płaciłam im za to drobną kasę i zawsze byłam na plusie.
    Ciekawiło mnie czy Evan na odmianę przyjdzie do szkoły, szczerze to miałam nadzieję, że nie. Ale wszyscy dobrze znają moje szczęście, pojawił się wyluzowany pełen szczęścia i oczywiście satysfakcji. Przez to patrzyłam na niego z jeszcze większa nienawiścią niż zazwyczaj. Stałam akurat przy jednej z szafek kiedy do mnie podszedł.
-Witaj kochanie.-powiedział łapiąc mnie w tali i przyciągając bliżej siebie. Odepchnęłam go z całej siły i wypchałam na zakręt, nie chciałam żeby coś wyszło na jaw.
-Hej kochanie.- powiedziałam z opanowaniem, nie chciałam wpadać w szał, dobrze wiedziałam, że da to mu tylko satysfakcję.
-Nie w humorze? –spytał z usmiechem, wiedziałam cieszył się całym soba.
-Ja zawsze jestem w humorze.- powiedziałam także się uśmiechając i ruszając korytarzem.
-To kiedy powtórka?-  spytał idąc koło mnie.
-Możesz sobie o niej pomarzyć.
    Poszłam do Sali i usadowiłam się w mojej ławce, obok mnie usiadła Emma, była wyjątkowo pewną siebie osobą ale też trochę za bardzo się puszczała. Od urodzenia kochała podrywać facetów – przynajmniej ona tak twierdziła. Mnie odpowiadała nasza przyjaźń, ona zabierała mnie na imprezy dzięki czemu nikt nie próbował jej podskoczyć. Nadal lubiłam wprowadzać nutkę terroru wśród koleżanek, tylko chłopcy się mnie nie bali. Wiedzieli, że jestem dobrze nastawiona –przynajmniej dla nich. Na początku traktowali mnie jak kumpla ale teraz zauważyłam, że bardziej traktują mnie jak dziewczynę. Podobałam im się, nie byłam brzydka, miałam urodę królewny śnieżki ciemne włosy blada cera. Nie narzekałam.
       Lekcja oczywiście mnie zainteresowała chociaż wolałam lekcje z Nicolasem. Testowaliśmy wszystko jak leci, to była jego pasja a dla mnie sposób na dobrą zabawę – może nawet na życie. Chociaż może kiedy już z pomocą ciotki uwolnię się od Cheasa to nie będę już nic robiła. Gdybym teraz uciekła znalazłby mnie a potem może nawet zabił. Wolałabym jednak jeszcze trochę pożyć więc poczekam na plan ciotki Carter.
       Postanowiłam iść w ślady Evana i zerwać się wyjątkowo z lekcji. Wyszłam przez okno Sali gimnastycznej i poszłam na parking. Samochodów od wyboru do koloru nic trudnego jeden z nich odpalić. Nicolas jako tako nauczył mnie jeździć autem więc jakoś sobie radziłam.
    Pojechałam oczywiście do Nicolasa. Zdziwił się, że przyjechałam patrząc na to, że zobaczył jak wysiadam z pojazdu. Nie chciało mi się tłumaczyć wolałam zacząć testowanie. Nicolas jednak uparł się żeby najpierw zbadać mój organizm itd.. Kazał mi się położyć pod prześwietlaczo- coś tam. Zrobiłam co kazał, włączył jakieś urządzenie i po chwili było po wszystkim. Jednak po jego minie zauważyłam, że coś jest nie tak. Pobiegł do szafek i zaczął w nich grzebać, wyrzucał nerwowo jakieś papiery.
-Wiesz gdzie są twoje dane medyczne? Te zanim zacząłem pracować dla Cheasa?- spytał nie odrywając wzroku od kart i nerwowo przewracając kartki.- jak to możliwe, że wcześniej tego nie było widać... to coś rośnie.- mruczał coś pod nosem nic nie rozumiałam.
-Nie mam zielonego pojęcia, czemu tak się tym nagle zainteresowałeś?- spytałam podchodząc bliżej i także zaglądając do szuflady. 
-Megan nie wiem jak ci to powiedzieć...- zaczął
-Ale o co chodzi? Mów!- powiedziałam nie powinien niczego ukrywać.
-Wydaje mi się, że jesteś nieśmiertelna. Po porwaniu wszczepiono ci czip jesteś królikiem doświadczalnym.
I właśnie w tym momencie zemdlałam. 

---------------------------------------
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział ale postaram się napisać coś jak najszybciej. Pozdrawiam i przepraszam za błędy.